Draco czuł dziwną satysfakcję, karząc innych, czy chociażby ich ganiąc. Oczywiście, Draco nie posiadał innych uczuć prócz nienawiści czy zwykłego, Malfoyowskiego chłodu. Przyjaźń była dla niego jednym z najbardziej komicznych słów, jakie mogłyby być. Nie mówiąc już o miłości, którą znosił równie dobrze jak mdłości. Wiedział, że Pansy czuła do niego coś więcej niż zwykłe "oddanie", ale sam nic nie mógł jej dać. Zresztą, co go obchodziła jakaś gruba, ohydna dziewczyna o twarzy spłaszczonej jak u mopsa. Co najwyżej to czuł do niej obrzydzenie. Chłopak otworzył jeden przedział wraz z ręką kogoś zupełnie innego, po drugiej stronie. Blondyn podniósł wzrok i zobaczył nieznajomą mu, na oko szesnastoletnią dziewczynę, jednak tak niską, że mogła mu sięgać najwyżej do ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi, brązowawymi oczami okolonymi długimi, czarnymi rzęsami. Tak samo czarnymi jak jej długie loki, lekko spływające w dół do klatki piersiowej. Co dziwne, czarnowłosa miała szatę hogwartu, jednak bez krawatu w barwach swojego domu, ani jego herbu. Nagle Draco przypomniał sobie, gdy przy odjeździe, ojciec powiedział mu, że do hogwartu przyjedzie uczennica ze Stanów Zjednoczonych. Uśmiechnął się na tą myśl. Nowa osoba do gnębienia.
- Przepraszam. - bąknęła dziewczyna poprawiając jeden niesforny kosmyk włosów. Nagle Draco zapragnął poprawić jej inny niesforny loczek, ledwo się powstrzymując. Sam się tym zdziwił, jednak zrzucił to na hormony.
- Ty jesteś tą nową uczennicą? - spytał głosem ociekającym kpiną. Dziewczyna chyba jednak miała to gdzieś, bo tylko się uśmiechnęła, odsłaniając idealne, białe zęby. W kącikach jej ust chował się uśmieszek zwiastujący kłopoty.
- Tak, jestem Sophie. Sophie Winterfall, dla ścisłości.
- Wspaniale. - odparł z przekąsem chłopak. - Zamierzasz gdzieś wyjść?
- Tak, profesor McGonagall prosiła mnie, bym przyszła do jej przedziału. Nie wiem tylko, gdzie on się znajduje.
- Przepraszam. - bąknęła dziewczyna poprawiając jeden niesforny kosmyk włosów. Nagle Draco zapragnął poprawić jej inny niesforny loczek, ledwo się powstrzymując. Sam się tym zdziwił, jednak zrzucił to na hormony.
- Ty jesteś tą nową uczennicą? - spytał głosem ociekającym kpiną. Dziewczyna chyba jednak miała to gdzieś, bo tylko się uśmiechnęła, odsłaniając idealne, białe zęby. W kącikach jej ust chował się uśmieszek zwiastujący kłopoty.
- Tak, jestem Sophie. Sophie Winterfall, dla ścisłości.
- Wspaniale. - odparł z przekąsem chłopak. - Zamierzasz gdzieś wyjść?
- Tak, profesor McGonagall prosiła mnie, bym przyszła do jej przedziału. Nie wiem tylko, gdzie on się znajduje.
- I pewnie wydaje Ci się, że Ci to wskażę? - dziewczyna kiwnęła głową i wskazała na złotą odznakę na szacie chłopaka.
- Jesteś prefektem.
- I Ślizgonem. - dodał Draco. Sophie spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.
- W jakim domu się znajdujesz? - spytał kąśliwie Malfoy, krzyżując ramiona na piersi. Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Też chciałabym się tego dowiedzieć, ale nie mogę nawet wyjść. - odpowiedziała równie kąśliwie co blondyn. Draco zagwizdał z podziwem.
- No, no, kotek pokazał pazurki. - mruknął chłopak uśmiechając się tym najbardziej Malfoyowym uśmiechem. Tym, który łamał serca wszystkich dziewczyn w hogwarcie. Jednak TA, raczej nie uległa jego urokowi, gdyż zamiast się zarumienić, czy zrobić coś bardzo kobiecego... uderzyła go. Otwartą dłonią, prosto wymierzyła cios w policzek chłopaka.
- Co do... - Malfoy usłyszał głos Harrego Pottera.
- Nie sądziłam, że uderzę. - stwierdziła Sophie znowu swoim melodyjnym, tym razem pełnym ironii głosem.
- Sophie, jesteś... niesamowicie boska. - stwierdził Harry, drapiąc się po głowie. Draco zaczął rozmasowywać swój policzek, patrząc wrogo na dziewczynę.
- Pożałujesz jeszcze tego. - syknął chłopak, spluwając pod nogi szatynki i odchodząc z miejsca zdarzenia. Jeszcze pożałuje, pomyślał oddalając się od tamtego przedziału i dusząc w sobie uczucie, które krzyczało, żeby tam wrócić i zacząć znajomość od nowa. O nie, serce Dracona Malfoya pozostanie na zawsze samotne i nie wzruszone.
***
- Harry, wyjaśnię Ci wszystko potem, teraz lecę na spotkanie z panią McGonagall. - powiedziała Sophie i zaczęła biec przed siebie. Po chwili zawróciła z powrotem do osłupiałego chłopaka.
- A wiesz może gdzie znajduje się ten wagon?
Harry roześmiał się i poprowadził dziewczynę do właściwego miejsca.
***
- Ronaldzie, to chyba już wszystkie przedziały, prawda? - spytała Hermiona, po odczarowaniu szczura jakiegoś drugoroczniaka, któremu znikąd wzięły się purpurowe łaty. Rudzielec, zbyt zmęczony, by cokolwiek powiedzieć, kiwnął głową. Dziewczyna zamknęła za nimi drzwi i zaczęli iść w kierunku "ich" przedziału. Po drodze spotkali Harrego i Sophie.
- Harry powiedział, że pokaże mi gdzie znajduje się przedział profesorski. - powiedziała zmieszana czarnowłosa. Hermiona uśmiechnęła się lekko.
- Szkoda, że nie widzieliście jak Sophie przywaliła Malfoyowi! - wyparował Harry. Ron spojrzał na nich ze zdziwieniem, Hermiona z przerażeniem.
- Jak to "przywaliła Malfoyowi"?! - krzyknęła brunetka, wyrzucając ręce w górę. Sophie zarumieniła się lekko.
- Nie wiem dokładnie o co poszło, ale był to świetny, hm... plaskacz.
- Z takim charakterkiem, wezmą Cię najpewniej do Slytherinów. - ostrzegł ze śmiechem Ron. Grangerówna wywróciła oczami.
- Do SLYTHERINU, Ronaldzie. - poprawiła go. Weasley potrząsnął głową.
- To nie moja wina, nie uczą tu angielskiego! - dziewczyna zakryła twarz dłonią, a Harry zaciochotał cicho.
- Chodź lepiej ze mną Sophie, wolę Cię nie zostawiać w opiece tych dwóch. - powiedziała brunetka, ciągnąc lekko Sophie w stronę kolejnego wagonu. Gdy oddaliły się już nieco, Winterfall spojrzała na Hermionę.
- Co takiego zrobił ten Malfoy? - brunetka westchnęła.
- Po prostu... mamy z nim na pieńku od pierwszej klasy. Do tego jego ojciec był, lub nadal jest Śmierciożercą. Dracon chyba również. - Sophie ledwo powstrzymała parsknięcie.
- On ma na imię D r a c o n? - Hermiona kiwnęła w zamyśleniu głową. Harry już tłumaczył Sophie, że jego przyjaciółce zdarza się tak ''zastygać", ponieważ musi się "wyłączyć" od myślenia. Szły w milczeniu, aż nie zatrzymały się przed złocistymi drzwiami od kkolejnego przedziału.
- To tu. - powiedziała gryfonka wskazując dziewczynie wejście. Sophie kiwnęła głową. Już miała zapukać, gdy nagle odezwała się dziewczyna obok.
- Poczekać tu na Ciebie? - spytała Hermiona uśmiechając się krzepiąco. Sophie pokręciła głową.
- Nie, dziękuję. Nie musisz. Wrócę sama.- oodparła czarnowłosa. Brunetka kiwnęła głową i odeszła. Sophie wzięła głęboki wdech i zapukała. Drzwi zostały od razu otwarte.
- Panna Winterfall, czekaliśmy na panią.
- Przepraszam pani McGonagall, nie mogłam znaleźć tego przedziału...
- Już nic nie mów, zdarza się. - odpowiedziała łagodnie kobieta i zaprosiła dziewczynę gestem do środka.OOprócz niej i profesor McGonagall, nie było nikogo. Pewnie zostali chwilowo wyproszeni, pomyślała szatynka. I usiadła naprzeciw McGonagall. Kobieta odwróciła się i wyjęła wyświechtaną, starą tiarę, która na pewno pamiętała lepsze czasy.
- McGonagall, ostrożnie ze mną. - fuknęło okrycie głowy, gdy nauczycielka podniosła ją z ziemii. Kobieta przewróciła oczami i bez żadnych innych ceregieli, położyła tiarę na głowie Sophie.
- Gryffindor! - krzyknęła tiara, kiedy tylko dotknęła bujnych loków nastolatki. Minerva uśmiechnęła się pod nosem.
- Gratuluję, panno Winterfall. - powiedziała, ściągając marudzące okrycie z głowy dziewczyny. - Jako opiekunka Domu Lwa, powinnam pani dać to. - dodała sadzając tiarę na jednym z siedzeń i wyjmując z jednego kufra, naszywkę z domem i złoto-czerwony krawat. Sophie podziękowała, i już miała zamiar wstać, kiedy McGonagall dodała tylko:
- Sądzę, że jako osoba prawie dorosła, pojedzie pani tak jak reszta uczniów, nie jak pierwszoroczni. I sądzę, że pani nowi przyjaciele pokażą pani cały Hogwart.
- Tak pani profesor, poproszę ich. Do widzenia.
- Do zobaczenia, panno Winterfall. - odparła McGonagall, odprowadzając dziewczynę do wagonu dla uczniów. Sophie zaczęła iść w stronę swojego miejsca, ale stanęła w pół kroku, słysząc znajomy jej, ironiczny głos.
- Winterfall, gdzie się wybierasz? - Malfoy stanął tuż za nią i pochylił się ku niej, sycząc jej do ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się. Całkiem przyjemne było czuć ciepły oddech blondyna na swojej szyji, jednak szybko się otrząsnęła. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Zamierzam wrócić do swojego przedziału, Malfoy. - dziewczyna prawie wypluła z siebie jego nazwisko.
- "Malfoy"? Nie przypominam sobie, żebym Ci się przedstawiał. - szepnął chłopak, kładąc Sophie ręce na ramionach.
- A ja nie przypominam sobie, żebyśmy się tak do siebie zbliżyli. - syknęła dziewczyna, wyrywając się Draconowi. Chłopak zdziwił się, jednak za chwilę jego twarz znowu zdobił ten sam, Malfoyowski uśmieszek.
- Wiele dziewczyn oddałoby duszę, żebym z własnej woli, choć trochę się do nich zbliżył. - blondyn skrzyżował ręce na piersi i uniósł jedną brew. O rany, jaki był wtedy przystojny z tą swoją całą nonszalanckością i rozwichrzonymi włosami. Sophie aż ręce zapiekły, tak bardzo chciała je włożyć w platynowe włosy Malfoya. Zacisnęła usta w wąska kreskę.
- Winterfall, nie musisz się z niczym kryć, widzę jak się w tobie wszystko gotuje... - Draco nie dokończył. Dziewczyna rzuciła się na niego. Resztką sił, starała się go nie pocałować, jednak na niewiele się to zdało. Co dziwne, Malfoy odwzajemnił pocałunek, oplatając ją mocno w talii. I Sophie bardzo się to podobało. Nikt nie całował tak jak ten Ślizgon; nawet żaden z jej chłopaków. Wtem do dziewczyny doszedł cichy głosik z najdalszego zakątka jej głowy. I wszystko wyparowało. Czarnowłosa szybko odskoczyła od chłopaka, który był teraz o wiele bardziej potargany i poszarpany.
- Cholera. - mruknęła Sophie, przeczesując sobie włosy. Malfoy uśmiechnął się kpiąco.
- Winterfall, najpierw mnie bijesz, po czym rzucasz się na mnie jak dzika. Ciężki orzech do zgryzienia. - mruknął zadowolony siebie blondyn, i gdyby nie to, że dziewczyna uciekła, pewnie skończyłoby się to tak samo. Sophie wpadła do jednego z przedziałów, który na szczęście okazał się tym właściwym. Wszyscy podnieśli wzrok na dziewczynę ze zdziwieniem. Oprócz Luny oczywiście, ona nadal wlepiała wzrok w sufit pociągu.
- Sophie, wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona i potargana... - zaczęła Hermiona. Sophie szybko potrząsnęła głową.
- Nie, nie, wszystko w porządku, tylko... wpadłam na kogoś przez przypadek,gdy szłam. Zamyśliłam się. - skłamała dziewczyna, opadając na miejsce obok Rona.
- Do jakiego domu trafiłaś? - spytała rozemocjonowana Ginny, patrząc prosto na dziewczynę.
- Do Gryffindoru. - odparła Sophie, sięgając do swojej torby, po coś do picia.
- To świetnie! - ucieszyła się Grangerówna.
- Wypadałoby zrobić jakąś imprezkę na cześć nowej Gryfonki. - powiedziała Ginny,mrugając porozumiewawczo do Sophie.
- I pokazać jej Hogwart, oczywiście. - dodała Hermiona. Harry uśmiechnął się.
- Tylko nie mam pojęcia, gdzie mogłabym spać. - Hermiona i Ginny spojrzały po sobie.
- McGonagall pewnie coś zaradzi. U nas nie ma dostępnych miejsc. - powiedziała ostrożnie brunetka. Sophie kiwnęła głową.
- To nic. - odpowiedziała.
- Zbliżamy się! - wrzasnął uradowany Neville, wstając.
- A więc. - zaczęła Luna, odzywając się jakoś sensowniej, chyba pierwszy raz tego dnia. - Witamy w Hogwarcie.
------------------------------
Jeśli jacykolwiek, czytelnicy tu są, chciałabym, ich przeprosić za chwilowy brak weny, który postaram się nadrobić. ;-; nie jestem zadowolona z tego rozdziału, aczkolwiek, publikuję
~~~
No co ty?! Rozdział świetny! Tak długo na niego czekałam! Pisz, pisz, moja kochana! Dobrze, że Sophie nie została przydzielona do "Slytherinów" Roooon Kc.
OdpowiedzUsuń