niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Cholera, cholera, cholera, pomyślała Sophie rozglądając się nerwowo dookoła siebie. Była więcej niż pewna, że zabierała ze sobą swój kufer.
A jednak nie.
Powinna była sprawdzić, czy na pewno ma wszystko pod ręką, a nie pchać się jak dzika na Ucztę Powitalną, potrącając po drodze parę osób. Teraz starała się grzecznie wtopić w tłum reszty Gryfonów, jakby wcale nie miało miejsca zgubienie całego kufra, wraz z krukiem. Pf, drobnostka.
- ...A ty jak myślisz? Co by się podobało Dracuśowi?
 Z rozmyślań  wyrwał ją dziki chichot jakichś dwóch podopiecznych Domu Lwa. Dokładnie dwóch rozemocjonowanych dziewcząt. Sophie przewróciła oczami, jednak starała się dyskretnie przysłuchać rozmowie. Czyżby usłyszała właśnie D r a c u ś?
- Och, ja myślę, Fay, że najładniej Ci w tej fiołkowej. Draco zapieje z zachwytu!
- Myślisz, Romi? Ja jednak chyba zostanę, przy tej szmaragdowo-srebrnej, wiesz barwy Slytherinu...
- Ale, Fay! Ta fiołkowa lepiej ukaże twoje wdzięki! Tamta jest bardziej... - tu dziewczyna, która została nazwana Romi zmarszczyła lekko nos - ... rozkloszowana.
- Ale, Romildo! 
 Aha, czyli Romi jest skrótem od Romildy.
- Żadnych "ale", Fay. - oznajmiła twardo Romilda. - Albo fiołkowa, albo pójdziesz tam... tam...
- No w czym? - jęknęła blondwłosa Fay, patrząc wyczekująco na przedmówczynię. Romilda miała zacięty wyraz twarzy, a czarne kosmyki jej włosów, opadły na wzdymane policzki.
- Nago! - wykrzyczała Romilda, po czym obie zaniosły się głośnym śmiechem. Tak beztrosko. Sophie pokręciła z uśmiechem głową; widać, że jej znienawidzony Ślizgon (co tam, że poznała do jakieś cztery godziny temu) miał tłum adoratorek. I to jak widać również w Gryffindorze. Chociaż jakby spojrzeć od innej strony, to był nawet całkiem przystojny...
- Nie - jęknęła trochę głośniej niż powinna, starając się zaprzeczyć własnym myślom. W tej samej chwili idące przed nią dziewczyny, odwróciły się.
- Hej, kim jesteś? - Romilda znowu zmarszczyła nos, jak wcześniej. Fay tylko przyglądała jej się badawczo.
- Jestem Sophie, jestem tu nowa i... ach, mój kufer! - krzyknęła na nowo przypominając sobie o zgubie. Fay przekręciła głowę, przyglądając się jej dokładnie.
- Kufer?
- No tak, zostawiłam go gdzieś chyba i... cholera, nigdzie go nie ma!
 Cholera, cholera, cholera. Zbawcze słowa. Romilda nagle wybuchnęła śmiechem.
- Nasze kufry są od razu odstawiane do naszych dormitorii! Nie musisz się o niego ba..bać! - wysapała, ocierając łzę. No tak, bardzo zabawne, pomyślała szatynka, jednak na jej policzki wpłynął szkarłatny rumieniec.
- W ogóle to, chyba będziemy razem mieszkać. - dodała po chwili Romilda, już trochę poważniejąc. - Tylko u nas jest jeszcze wolne miejsce.
- No właśnie! - przytaknęła Fay, kiwając szybko głową. - Na którym roku jesteś?
- Na szóstym - odpowiedziała Sophie, patrząc swobodnie na dziewczyny. Fay oczy wyszły prawie z orbit.
- Na szóstym?! To tak jak Draco, mój chłopak. - powiedziała szybko blondynka, patrząc nagle bardzo nieufnie na nową. Była stanowczo za ładna.
- My jesteśmy na czwartym. - uzupełniła Romilda, siląc się na spokój. Wyczuła poddenerwowanie przyjaciółki; Fay starała się od dwóch lat o względy platynowowłosego Ślizgona, jednak niestety - bez skutku. Dracon zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że dziewczyna jest na czwartym roku; w dodatku Fay miała niestety trądzik, co nie dodawało jej atrakcyjności.
- Umm... to może... pomożemy Ci dostać się do wieży Gryffindoru i rozpakować? - spytała Romilda, patrząc Sophie w oczy.
- Och, tak, byłabym wdzięczna - odparła dziewczyna uśmiechając się blado. Romilda szturchnęła Fay, po czym zaprowadziły Sophie w kierunku wieży.

***

Wielka Uczta dobiegła końca. Harry zobaczył, że Hermiona znowu sprzecza się z Ronem. Zabawne, pomyślał; czemu zawsze ta dwójka się o wszystko kłóci?
Nagle pewna myśl przyszła mu do głowy: Ronowi podoba się Hermiona. Albo Ron Hermionie. Jego najlepsi przyjaciele, jakby nigdy nic stwierdzają, że się w sobie zakochują. Tak o, nagle. Harry poczuł złość. Wielką złość. Zwłaszcza na Rona. Poczuł, że w jego brzuchu nagle rośnie ogromny potwór, który z chęcią zjadłby Ronalda. Potwór ten nazywał się Zazdrość. To dlatego, że to moja najlepsza przyjaciółka i nie chcę żeby jej się coś stało, myślał.
- ... Ron nie! Nie waż mi się! - krzyknęła brunetka, wymachując dziko rękami. Twarz Rona zaś, przybrała kolor dojrzałego pomidora, przez co zmieszała się trochę z jego włosami.
- Zrobię co będę chciał, Hermiono - wycedził chłopak, zaciskając dłonie w pięści.
- Ale nie można tak! - odkrzyknęła dziewczyna, jeszcze mocniej wymachując rękami, ty razem trafiając w twarz Harry'ego i przekrzywiając mu tym okulary. - Och, Harry, przepraszam! Nie chciałam, to przez przypadek, ach... - Hermiona zauważyła jaką "szkodę" wyrządziła i odwróciła się tyłem do Weasleya, poprawiając Harry'emu okulary. - Naprawdę przepraszam - dodała ze skruchą, gładząc go po włosach. Jak przyjemnie, pomyślał Harry.
- Och, nic się nie stało Hermiono. - odparł tylko rumieniąc się lekko. Co się z nim, na Merlina dzieje?
- To wszystko wina Ronalda! - zagrzmiała dziewczyna, znowu odwracając się do Rona, który teraz już przypominał buraka.
- To moje życie! M O J E  - odkrzyknął rudowłosy, po czym odwrócił się na pięcie i skręcił w jedną z bocznych uliczek.
- Skoro tak! - zawołała za nim Hermiona, marszcząc czoło - to w sumie, nie jestem Ci już do niczego potrzebna. Nie chcę być!
- Świetnie! - usłyszeli jeszcze z tyłu.
- Świetnie! - odkrzyknęła dziewczyna. - Wspaniale!
 I pobiegła w drugą stronę. Harry zastanawiał się, czy pobiec za Hermioną i ją pocieszać, czy za Ronem i go zbić. Wybrał jednak pierwszą opcję, bo bądź co bądź, wówczas i jego przyjaźń z Ronem przetrwa, a i Hermionie pomoże. Harry pobiegł drogą, którą przed chwilą wybrała jego przyjaciółka. Omijał wiele skrytek, portretów, aż usłyszał zduszany szloch, po swojej prawej stronie. Odwrócił się w tamtą stronę i zauważył Hermionę, siedzącą na schodkach do jednego ze schowków na miotły i ukrywającej twarz w dłoniach. Płakała. Bardzo płakała.
- Hermiono? - zaczął delikatnie. Dziewczyna nie odniosła się.
- Wyjdź! - odkrzyknęła, przysuwając się bliżej ściany. Harry przez chwilę rozważał, czy się jej nie posłuchać, jednak podszedł bliżej i usiadł obok, niezgrabnie głaszcząc ją po włosach i plecach.
- Eee, Hermiono, nie płacz... - zaczął, jednak zostało mu to utrudnione, ponieważ jego twarz przysłoniła burza brązowych loków. Hermiona rozkleiła się na dobre.
- Och, Ha-harryyy... cze-czemu on t-taki jest? - wyszlochała prosto w jego koszulę. Harry siedział trochę zmieszany i zdezorientowany.
- Yyy, chodzi Ci o Rona? - spytał niepewnie. Hermiona wśród szlochów, potaknęła. - No widzisz Hermiono, Ron po prostu, się bardzo szybko denerwuje i nie zawsze zastanawia się nad tym co myśli, czy powie. I czasem też nie zdaje sobie sprawy z tego, że kogoś wówczas krzywdzi. Taki ma po prostu charakter...
-Ja-jak dooo-brze, że cho-chociaż Cie-e-bie mam - znowu wyszlochała Hermiona, ocierając za jego plecami oczy, kantem dłoni. Harry nadal ją uspokajał. Niezdarnie, ale miał nadzieję, że chociaż trochę jej to pomaga.
- Dziękuję Harry - wyznała dziewczyna, gdy się już trochę uspokoiła. Harry uśmiechnął się niepewnie i poprawił okulary. - No, bo widzisz Harry... - wzięła głęboki wdech - ja i Ron jesteśmy trochę w...
- Nerwowych stosunkach? - dodał.
- Dokładnie tak. - odparła - Ale ja... po prostu się o niego martwię! To normalne, prawda? Przyjaciele się o siebie martwią! Ale oczywiście nie - ja muszę być odstawiona na bok i tylko, gdy Ron ma problem z jakimś esejem! To chore!
 Harry potaknął.
- Ale to nie wszystko! Nie mam pojęcia czemu, on u licha, chce to zrobić Lunie!
 Harry drgnął - Co on chce zrobić Lunie?
- Och, nie usłyszałeś? Chce ją zabrać do Hogsmeade! DZISIAJ.
- Ale... po co? I co w tym złego?
- Harry! - krzyknęła dziewczyna, marszcząc nos - Nie rozumiesz? To jest ZAKAZANE.  Nie można sobie tak o, wybrać się do Hogsmeade! To nie wskazane. I też nie mam pojęcia co on chce z nią robić. Ale nie mam dobrych myśli.
- Ach - odpowiedział tylko chłopak, patrząc na wzburzoną Hermionę, wyglądająca tak, jakby Ron co najmniej powybijał połowę populacji czarodziei. No cóż, Hermiona brała do siebie trochę za dużo - i za bardzo trzymała się regulaminu. Taki jej urok.
- Harry? - spytała niepewnie - czemu tak na mnie ciągle patrzysz? Wyglądam jakoś nie tak...?
- Nie, nie, nie! - zaprzeczył szybko, potrząsając głową. Co się z nim działo? Hermiona to przyjaciółka, ba - siostra! Nie dziewczyna, czy sympatia. - Wyglądasz dobrze. Bardzo dobrze.
 Hermiona puściła tą uwagę mimo uszu i podniosła się ze schodów. Harry szybko poszedł w jej ślad.
- Chodźmy Harry, jestem potwornie zmęczona. I zdezorientowana.
 Harry potaknął i udał się razem z Hermioną do Pokoju Wspólnego. Działo się z nim coś dziwnego. Bardzo dziwnego.

------------------------------------
Mam nadzieje ze sie podobało~~
Komentarze motywuje skarby♥
yonyon



czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 4

- To wszystko, co się teraz wydarzyło, było dosyć... osobliwe. - powiedziała ostrożnie Ginny, klepiąc Neville'a lekko po ramieniu. Chłopak nie zareagował; ciągle szeptał do ciała Hanny, która rzucała na niego spojrzenia przymglonych oczu. Harry w tamtym momencie bardzo współczuł Nevillowi. Wiedział jak to jest - stracić kogoś ważnego. Hermiona ścisnęła lekko Neville'a za rękę. Nagle powóz stanął.
- Chyba jesteśmy na miejscu. W Hogwarcie. - szepnęła Ginny, otwierając drzwi powozu. Wszyscy już powychodzili i kierowali się w stronę zamku.
- Idźcie, idźcie - ponagliła Harry'ego, Hermionę, Rona i Lunę rudowłosa - Ja z nim zostanę. Przyjaciele wyszli z powozu zerkając co jakiś czas za siebie, na Ginny i Neville'a.
- Jeny. Biedny Neville. Taka katastrofa... - Ron potrząsnął swoją rudą czupryną. Luna nagle przystanęła.
- A gdzie jest Sophie? - odezwała się. Hermiona gwałtownie stanęła.
- Sophie! - krzyknęła uderzając się w czoło - Zupełnie o niej zapomnieliśmy!
- W dodatku ty jako prefekt. - zauważył Ronald.
- Ron! - krzyknęła brunetka - Ty też jesteś prefektem i też powinieneś na nią uważać!
Rudowłosy odburknął coś w odpowiedzi i cały się zaczerwienił. Hermiona jednak nie przestała panikować. Harry'emu w sumie zabawnie było patrzeć na dziewczynę, która coraz szybciej zmierzała w stronę szkoły złorzecząc i ciągnąc za sobą kufer. Harry ledwo ją dogonił.
- Hermiono! Poczekaj, przecież nagle jej nie zauważysz! Jest tu za dużo ludzi i...
Chłopak jednak nie zdążył dokończyć, ponieważ stanęli w parze przed woźnym Hogwartu - Filchem. Mężczyzna uśmiechnął się złowieszczo, odsłaniając rząd żółtych, nadpsutych zębów.
- Potter i Granger! Świetnie się składa!
- Dzień dobry. - odburknął Harry. Hermiona skinęła głową. Filch jednak, bez dalszych ceregieli, zaczął ich przeszukiwać długim, lekko przypominającym różdżkę sprzętem, który delikatnie pikał.
- Co to jest?! - krzyknął oburzony Harry, gdy sprzęt zbliżył się niebezpiecznie do rozporka w jego spodniach. Woźny już otwierał buzię, by odkrzyknąć, gdy nagle zauważyli wściekle różową czuprynę.
- Nowe środki bezpieczeństwa w Hogwarcie. No wiesz Harry, na te wszystkie czarnomagiczne ustrojstwa.
- Tonks!
Rozpromieniona Hermiona rzuciła się kobiecie na szyję. Nimfadora uśmiechnęła się lekko.
- Ciebie też dobrze widzieć, Hermiono.
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Co cię tu sprowadza? - spytał.
- Nie tylko mnie. Jest tu teraz wiele innych aurorów. Dumbledore bardzo dba teraz o bezpieczeństwo uczniów. Zwłaszcza po tym co się wydarzyło w Ministerstwie. - to mówiąc spojrzała znacząco na Harry'ego. - Ale - kontynuowała - powinniśmy się już stąd zabrać, pan Filch ma jeszcze dużo uczniów do przeszukania. Chodźcie, odprowadzę was.
- Nareszcie. - odburknął woźny i gestem zaprosił do siebie Rona oraz Lunę. Harry zdążył jeszcze usłyszeć ich żywą kłótnię na temat Żygulek Truskawkowych z Dowcipów Weasleyów.
- A więc - zaczęła Hermiona, zwracając się do Nimfadory - Wytłumacz nam dokładniej o co chodzi z tą ochroną.
Tonks odetchnęła, na co Harry wrócił do rzeczywistości i także zaczął słuchać.
- Głównie chodzi o Sami-Wiecie-Kogo. Teraz odradza się i rośnie w siłę bardziej niż kiedykolwiek. Wiecie, że zawalił się most w Londynie? Mugole stwierdzili, że to przez ostatnie huragany, jednak chyba wszyscy wiemy, że prawda jest inna. - Tonks spojrzała poważnie na Harry'ego.
- Voldemort to spowodował?! - wykrzyknął Harry. Nimfadora wzdrygnęła się na dźwięk imienia czarnoksiężnika.
- Och, Tonks, to tylko imię. Kontynuuj. - zachęciła ją Hermiona.
- Tak. Sami-Wiecie-Kto to spowodował, wraz z grupką najbardziej zaufanych Śmierciożerców. Lecz jak dobrze wiecie - tym razem bez Lucjusza. Chociaż chyba jednak lepiej jest mu obecnie w Azkabanie, niż gdyby miał stanąć przed Samym-Wiecie-Kim. W jego oczach stracił wiele... och!
Tonks gwałtownie przerwała wpadając na kogoś.
- Przepraszam Nimfadoro.
Lupin otrzepał się, wstając z podłogi i podał kobiecie rękę. Tonks lekko się zarumieniła.
- Harry! Hermiono! Jak dobrze was widzieć, naprawdę.
- Lupin! Myśleliśmy, że już nie wrócisz. - krzyknęła rozradowana Hermiona.
- Och, cóż, powiedzmy że jestem tu również ze względu bezpieczeństwa. Jednak w odróżnieniu od innych, tylko chwilowo.
- Co to znaczy: "chwilowo"? - spytał Harry, poprawiając okulary. Lupin ciężko westchnął.
- Może powiem wam innym razem, sądzę że to dłuższa historia. Poza tym Wielka Uczta wam zaraz umknie! Pospieszcie się lepiej. Do zobaczenia!
Mężczyzna pomachał im jeszcze dłonią i odszedł w stronę wyjścia. Tonks spojrzała tęsknie za zamykającymi się drzwiami.
- Tonks? My chyba już pójdziemy na ucztę. Nietaktem byłoby się spóźnić. - oznajmiła Hermiona. Kobieta otrząsnęła się.
- Co? A tak, jasne, idźcie, idźcie.
Gdy Harry wraz z Hermioną wkroczyli do Wielkiej Sali, od razu opanowały ich głośne rozmowy. Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Prawie się spóźniliście na ucztę! - wykrzyczał z wyrzutem Ron, podbiegając do nich. - Przez to, że was nie było sam musiałem odnaleźć Sophie i spędzić czas z tą wariatką, Pomyluną! Ach, no i przegapiliście przemowę tiary!
- Sophie! Znalazłeś ją? Gdzie? - Hermiona od razu zaczęła panikować. No tak, inaczej nie byłaby Hermioną, pomyślał Harry.
- W towarzystwie Malfoya. Biedulka przez przypadek skończyła z nim w jednym powozie. - odparł nadal obrażony rudzielec - A teraz odpowiedz na moje pytanie. Gdzie wy byliście?
- Poszliśmy z Tonks, która opowiadała nam o wielu sprawach w świecie czarodziejów. - zaczęła Hermiona, gdy szli do stołu. - Na przykład o tym, że Voldemort...
- Rośnie w siłę. - dokończył Harry. Ron na początku wzdrygnął się (na co Hermiona przewróciła oczami), po czym przetarł oczy z niedowierzaniem (na co Hermiona również przewróciła oczami.)
- Jak to? Znaczy, no pamiętam co się stało w Ministerstwie, ale że... Sami-Wiecie-Kto miałby rosnąć w siłę? Myślałem, że zajmie mu to wiele lat!
- My również tak myśleliśmy - przytaknęła Hermiona - Ale są niezbite dowody. Niedawno wraz z grupką najbardziej zaufanych Śmierciożerców... - przystanęła na chwilę i uśmiechnęła się do idącej profesor Sprout. - Wybrał się do Londynu i zniszczyli most. Zmarli Mugole ale i również wiele czarodziei. No oczywiście, oprócz tych co spędzają teraz czas w Azkabanie. Chociaż myślę, że oni mają teraz nawet lepiej, że tam są, niż mieliby odpowiadać teraz przed Voldemortem... Ron przestań! No i poza tym, w y r a ź n i e widać, że wszędzie są wzmożone środki bezpieczeństwa.
Hermiona natychmiast ucichła, gdy tylko dyrektor wkroczył na swoje miejsce. Parę osób jeszcze coś poszeptywało, jednak pod czujnym okiem Dumbledore'a ucichło.
- Cieszę się, że znowu was wszystkich widzę. Prawie, że w komplecie. Jak już pewnie wielu z was zauważyło - tu spojrzał znacząco na Harry'ego i Hermionę - Aurorzy błąkają się po całym zamku. Jest to koniecznie konieczne. Ale, moi drodzy!, nie martwcie się. Hogwart jest teraz najbezpieczniejszym miejscem w jakim możecie się znaleźć. Och, no i oczywiście chciałbym powiedzieć, że dołączyła do nas nowa uczennica - Sophie Winterfall, która została przydzielona do Gryffindoru. - po stronie Grynonów rozległy się głośne oklaski. - Jest na szóstym roku i mam nadzieję, że jej rówieśnicy polubią ją i zaakceptują! No i jeszcze oczywiście przedstawię wam nowego nauczyciela eliksirów! Oto profesor Iris Humpfdown. - po Sali dały się słychać szmery. Dumbledore popatrzył na wszystkich. - Tak, moi drodzy, tak. Obronę przed czarną magią poprowadzi w tym roku profesor Snape. - Slytherin zaczął dziko klaskać i gwizdać, natomiast uczniowie innych domów wpatrywali się w dyrektora z niedowierzaniem. - No już, spokojnie! Za chwilę opiekunowie domów przejdą się po stołach i rozdadzą wam plany lekcji oraz przekażą ciekawe informacje. - tu dyrektor mrugnął. - A teraz: pałaszujcie!
- No wreszcie - jęknął Ron - przez to całe niebezpieczeństwo chorobliwie zgłodniałem.
Harry parsknął śmiechem, natomiast Hermiona spojrzała na Weasleya z dezaprobatą. Po chwili wszyscy zaczęli jeść przygotowane przez skrzaty pyszności.
- Potter.
Harry wzdrygnął się, na dźwięk swojego nazwiska, po czym odwrócił. Stała za nim profesor McGonagall z uśmiechem na ustach.
- Chciałabym Cię powiadomić, iż zostałeś nowym kapitanem drużyny quidditcha! Gratulację. Pamiętaj o sprawdzianach, na nową drużynę. O, a tu masz swój plan lekcji.
- Dziękuję pani profesor. - odparł Harry i chwycił w dłonie świstek pergaminu. McGonagall w tym czasie przeszła już do Rona. Obrona przed czrną magią, zaklęcia, zielarstwo, transmutacja i... eliksiry?
- Pani profesor! - zawołał jeszcze Harry, gdy Minerva była przy Hermionie. - Czemu chodzę na eliksiry?
- Ponieważ profesora Snape'a zadowalał Wybitny, natomiast profesor Humpfdown zadowala się tylko powyżej oczekiwań.
- Och. Dobrze, dziękuję.
Harry jeszcze raz przejrzał swój plan. W sumie nie było aż tak źle, jedynie dobijały go dwie godziny eliksirów pod rząd w piątek wieczorem, jednak nie powinno być tak źle z innym nauczycielem. A może nie? Gdy McGonagall odeszła trochę dalej Hagrid wesoło pomachał swoim młodym przyjaciołom.
- O nie - jęknęli wszyscy jednocześnie.
- Wy też nie wybraliście opieki nad magicznymi stworzeniami? - spytała zmartwiona Hermiona. Obydwoje z chłopców potrząsnęli głowami.
- Niestety.
***
Sophie siedziała sztywno po przemowie dyrektora. Siedziała w otoczeniu zupełnie obcych jej Gryfonów, w dodatku wcześniej zmuszona była iść w towarzystwie tego idiotę Malfoya. Jakby tego było mało musiała pomóc Neville'owi i Ginny z tą całą Hanną, by wnieść ją do skrzydła szpitalnego, a następnie powiadomić jej rodziców. Szczerze jej współczuła. A tym bardziej Neville'owi. Lecz obecnie bardziej zamartwiała się tym, że się zgubiła. W pewnym sensie, oczywiście. Nie wie gdzie jest Hermiona, Ron, czy Harry. Świetnie. Nie miała nawet po tym wykańczającym, pierwszym dniu siły, by cokolwiek przełknąć. Siedziała, wpatrując się w talerz, aż usłyszała za sobą głos.
- Panno Winterfall? Mam tu pani plan lekcji.
- Och, tak, dziękuję pani profesor.
Dziewczyna chwyciła w ręce kawałek pergaminu. Transmutacja z Krukonami i Puchonami, Zaklęcia z Krukonami, Zielarstwo z Puchonami, opieka nad magicznymi stworzeniami z Krukonami...
- O nie - jęknęła cicho. Eliksiry i obrona przed czarną magią z ślizgonami. Czyli z Malfoyem. Dziewczyna przeklnęła się w duchu. Po co wybierała akurat t e przedmioty? Cholera, cholera, cholera, mruknęła, Najchętniej walnęłaby teraz głową w mur. I to parę razy. Patrzyła tępo w swój talerz, dopóki nie zobaczyła, że wiele osób już się podnosi.
- Czyżby był koniec uczty? - zapytała samą siebie.
- Trafiłaś w samo sedno.
Sophie odwróciła się gwałtownie. Za nią stała trupio-blada szesnastolatka o świdrujących czarnych oczach. Długie, proste, hebanowe włosy spływały miękko aż do pasa. Usta miały barwę krwistej czerwieni, co dawało jej niezwykły wygląd.
- Na co się tak gapisz? - mruknęła groźnie jeszcze bardziej świdrując ją spojrzeniem. Sophie skuliła się w sobie.
- Nie, nic, nic... Chwila, ty jesteś ze Slytherinu! - dziewczyna wskazała oskarżycielsko palcem na przyszywkę domu węża.
- No i co z tego. Ty jesteś za to ta nową Gryfonką. Prawda?
- No tak. Ale to jednak dziwne, że... odpowiedziałaś mi. Pomimo tego, że jesteś ze Slytherinu.
- Nie każdy wąż kąsa. Jestem Johanna. Johanna Smith.
- A moje imię chyba już znasz.
- Oczywiście, że tak, Sophie. - odparła dziewczyna.
- No. To widzimy się na eliksirach jutro. Do zobaczenia. - dopowiedziała Sophie machając Johannie na pożegnanie i dołączając do ogonka Gryfonów. Jednak ciągle czuła na sobie wzrok Ślizgonki.
---------------------------------------------------------------------------------------------------


trochę z opóźnieniem, ale jest, uwaga rozdział czwarty!

postanowiłam, że dołożę sobie jeszcze jedną panią, powitajcie Johannę!

mam nadzieję, że i ją polubicie, także zostawiam wam to w waszych rękach, hihi~~~~

no i pamiętajcie, że komentrze mnie bardzo, ale to BARDZO motywują!

yonyon~~

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 3

Draco Malfoy uniósł jedną brew, patrząc za oddalającą się dziewczyną. Poczuł niemiłe kłucie w sercu, gdy stracił ją z pola widzenia, taką jakby... tęsknotę? Nie, niemożliwe, skarcił się w myślach. Przecież Dracon Malfoy, nikogo nie kochał, za nikim nie tęsknił, o nikogo nie dbał. Poza tym, co go miała obchodzić dziewczyna, którą dopiero co poznał, w dodatku jeszcze niedawno go uderzyła! No i pocałowała, dodał cichy głosik w jego głowie. Blondyn uśmiechnął się mimowolnie. Podobało mu się. Bardzo. Chłopak miał wcześniej, wiele dziewczyn, ale tylko dla rozrywki; nie kochał ich. Poza tym ich drobne pocałunki były niczym w porównaniu do tego.
- Draco? Co tu robisz cały taki pognieciony? - wysapała lekko podniesionym głosem Pansy. Chłopak odwrócił się w jej kierunku z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- Po co pytasz, Parkinson? To chyba nie twoja sprawa. Poza tym, wyraźnie widać, że się obściskiwałem. - Draco aż usłyszał cichy, smutny jęk wydobywający się z dziewczyny. O tak, kochał łamać serca.
- Wróćmy już do przedziału, wszystkie korytarze posprawdzane. - odparła trzęsącym się głosem Pansy. Blondyn skierował się od razu do ich miejsca. Znowu czuł się sobą.
***
- Jeju, jak tu ślicznie! - pisnęła Sophie patrząc na zaciągnięte do wozów Testrale. Co prawda, była to dopiero początkowa stacja, jednak i tak widok tych zwierząt zapierał dech w piersiach. Luna spojrzała na nią badawczo.
- Widzisz je?
Czarnowłosa kiwnęła głową i zaczęła pchać swój bagaż w stronę jednego z powozów. Harry uchwycił wzrokiem, mrugającego do nich Hagrida, którego głos jak zwykle toczył się po całym terenie: "Pirwszoroczni, do mnie!". Chłopak spojrzał na idącą obok niego Hermionę i uśmiechnął się lekko.
- Harry, wydaję mi się, że póki co powinniśmy traktować Sophie, jak dziecko, bo zaraz może wydarzyć się coś niedobrego... - zaczęła Hermi, spoglądając na biegającą od jednego Testrala, do drugiego, szatynkę. Ron chrzaknął znacząco.
- Chciałbym poinformować, że też tu jestem. - Weasley stanął, przez co zamyślona Luna, na niego wpadła, prawie ich przewracając.
- Przepraszam. - szepnęła blondynka, omijając rudzielca i wchodząc do jednego z powozów, wraz z Ginny.
- Wchodzicie z nami? - spytała Ginny, pomagając Sophie wejść do środka.
- Tak, tak! - odkrzyknął Harry, łapiąc Rona i Hermionę pod ręce i ciągnąc do karety.
- Harry! - pisnęła dziewczyna, ledwo chwytając swój bagaż. Ron parsknął, lecz również, ledwo co zdążył chwycić swoje rzeczy. Potter pomógł Hermionie włożyć rzeczy do wozu, po czym wraz z Ronem, powkładali własne.
- No. - zaczął Ronald, po wygodnym umiejscowieniu się. - To jak Ci się podobają Hogwarckie, yy... jak się nazywały te mugolskie, no, te, te...
- Taksówki? - wtrąciła Hermiona.
- Tak! Taksówki, taksówki. - ucieszył się Ron. - To jak?
Sophie wydała z siebie coś pomiędzy jękiem, a piskiem.
- Powiedzmy, że szalenie Ci się podoba. - stwierdziła ze śmiechem Ginny, na co czarnowłosa tylko kiwnęła szybko głową i zaczęła oglądać z zachwytem rozciągające się za oknem widoki.
- W sumie. - zaczęła Ginevra - To już wasz przedostatni rok tutaj, a Sophie dopiero co tu doszła...
- A gdzie miałaby się podziać? - przerwał jej Neville, wymachując ręką.
- Auć! - pisnęła wcześniej wymieniona dziewczyna, gdyż palce Longbottoma ugodziły ją prosto w oko. - Mógłbyś uważać, nie chciałabym pojawić się już na pierwszym dniu u pielęgniarki...
- Wybacz. - odparł szybko czarodziej i skulił się w sobie. - W każdym bądź razie - kontynuował - Nie miała chyba wyboru.
- No tak, ale... - zaczęła Ginny, gdy nagle powóz ostro zahamował. Sophie spadła na Lunie, która najwyraźniej się tym zbytnio nie przejęła, Ginny złapała się kurczowo Neville'a, przez co razem wylądowali na Ronie, a Hermiona wpadła na Harrego, przygwożdżając go do ściany.
- Przepraszam! - szepnęła odrzucając swoje, kędzierzawe włosy do tyłu. 
- Nie to jest chyba największym problemem. - westchnął Wybraniec. - Spójrzcie.
 Wszyscy równo podążyli za kierunkiem wskazywanym przez chłopaka. Znajdowali się w bliżej nieokreślonym miejscu, na dworze panowała przeraźliwa mgła, oraz szaleli... dementorzy.
- Dementorzy? Co oni tu robią? - wycedziła brunetka, podnosząc się z przyjaciela. - Nie powinni znajdować się w Azkabanie?
- Powinni. - potwierdził Ron, marszcząc czoło. - Ale chyba ich tam nie ma.
 Hermiona przewróciła oczami i skupiła się na zakapturzonych postaciach.
- Ach tak. U nas też znajdowali się dementorzy. - stwierdziła Sophie otrzepując siebie i Lunę, przy okazji. - Ale nie wychodzili poza bramy więzienia. Nie pozwalano im.
- Tym tu, też nie wolno przekraczać progu Azkabanu. - odparła Ginny marszcząc nos. - Nie mam pojęcia, czego oni...
 Nie dokończyła. W ciszy i przerażeniu obserwowali, jak jeden z potworów wyciąga z powozu Hannę Abbott i zaczyna odkrywać swój kaptur. Dziewczyna już nawet nie walczyła, wiedziała że nie ma szans. Patrzyli w strachu jak dementor składa na dziewczynie pocałunek.
- Nie. - szepnął Neville, zakrywając usta dłonią. Wszyscy wiedzieli, że chłopak czuł coś więcej, niż zwykłą koleżeńskość do Puchonki, nie wiedzieli jednak, że łzy zaczną spływać po jego twarzy. Ginny wyciągnęła do niego rękę i przyjacielsko pogładziła po ramieniu.
- Ciii... - zaczęła szeptać, jednak Harry gwałtownie jej przerwał.
- Nie ma czasu! Uciekajcie, teraz!
- A inni? - krzyknęła Ginny ze łzami w oczach. Harry spojrzał na nią z powagą.
- Postaram się ich uratować.
- Nie sam. - weszła mu w słowo Hermiona. - Masz nas i nie musisz polegać tylko na sobie.
 Harry chciał już coś powiedzieć jednak Miona spojrzała na niego z determinacją w oczach. Chłopak westchnął.
- To ruszamy.

***

- Powiedziałem już, trzy lata temu, że Hogwart NIE potrzebuje dementorów. - powiedział wyjątkowo oschle Albus Dumbledor, patrząc znad swoich okularów-połówek na Ministra Magii, Korneliusza Knota, który skulił się na swoim siedzeniu.
- Ależ, profesorze D-Dumbledor. - zaczął powoli mężczyzna. - Są teraz poważniejsze czasy, Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, odzyska ciało i..i..
- Proszę przestać w tej chwili! - sapnął sędziwy czarodziej. - Proszę wymówić to imię, co się może stać? Voldemort. Lord Voldemort. 
 Korneliusz Knot wyglądał tak, jakby miał zaraz zemdleć, jednak tylko zaczął obracać w dłoniach szybko swój limonkowy kapelusik.
- Ale profesorze Dumbledor... dementorzy już zostali wysłani, by strzec Hogwartu...
- SŁUCHAM?! - wrzasnął dyrektor trzaskając dłonią w stół. Ministrowi rzuciła się w oczy nienaturalnie poczerniała plama na dłoni oraz nowy, nieznany pierścień. - Jak pan śmiał wysłać dementorów, do szkoły, bez mojej zgody?!
 Knot skulił się w sobie jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Nigdy nie widział dyrektora tak wściekłego, przecież zawsze był opanowany.
- Ach, już nie ma na to czasu. Trzeba to wszystko odkręcić, zanim ktokolwiek ucierpi. - mruknął po chwili dyrektor i obracając się wokół własnej osi, zniknął.
- Ojej, ojejejej. - mruknął Knot i otarł czoło. Już nigdy nie narazi się na gniew Dumbledora.

***

- Każdy potrafi wyczarować patronusa? - spytał Harry, wyjmując różdżkę zza pasa. Wszyscy kiwnęli głowami, Sophie również. - Świetnie. Podzielimy się na grupy; ja i Hermiona, Ron i Luna, Ginny i Neville, a Sophie...
- Ja pójdę sama. - odezwała się czarnowłosa dziewczyna. Harry od razu pokręcił głową na znak protestu.
- Znam się na czarach bardzo dobrze, wierzcie mi. - zapewniła Sophie. - Nie zaginę. Obiecuję.
 Po tych słowach Harry nie miał już za dużo do powiedzenia, ponieważ dziewczyna już zaczęła biec w stronę potworów, głośno wykrzykując: "EXPECTO PATRONUM!". Z jej różdżki wyłonił się biały lew i zaczął walczyć z dementorami.
- Chyba nie pozostaje nam już nic innego, oprócz włączenia się w wir walki. - stwierdziła Luna chwytając poczerwieniałego Rona za rękę. Harry ze zrezygnowaniem kiwnął głową i razem z Hermioną wkroczyli w gęstą, białą mgłę. Już po chwili biały rogacz zaczął rozpędzać zakapturzone postacie, a wtórująca mu wydra, była również nie najgorsza.
- Hermiono! - krzyknął Harry. - Musimy zająć się ewakuacją uczniów!
 Chłopak jakoś zobaczył, że czarownica mu przytakuje i razem rzucili się do jednego z powozów, ratując parę trzecioklasistów. Na szczęście pierwszoroczni przybywali do Hogwartu przez jezioro, przypomniał sobie Harry. Nie było aż tak źle. Wtem całe pole bitwy rozjaśniło wyjątkowo białe światło, wyzbywające się już wszystkich dementorów.
- Dumbledor. - szepnęła Hermiona, przysuwając się bliżej Pottera. Harry chwycił ją za rękę.
 Wspomniany wcześniej dyrektor Hogwartu strzepnął z szaty jakieś drobinki kurzu. Dzięki jego obecności, wszyscy zaczęli się jakoś uspokajać; czuli podświadomie, że czarodziej ich uleczy, uratuje. Jednak wyraźnie było widać, że Dumbledor podupadł na zdrowiu. Wydawał się słabszy. Chwilę później upadł na kolana.
- Profesorze!
 Harry puścił się biegiem w stronę Dumbledora, ciągnąc za sobą ledwo nadążającą Hermionę.
- Profesorze Dumbledor!
 Harry uklęknął przy starcu i pomógł mu wstać. Czarodziej uśmiechnął się do nich.
- Och, jak ja was wszystkich przetransportuję...
- Nie potrzeba! - zapewniła Hermiona, uprzedzając Harrego. - Testrale wracają. - wskazała ręką na niebo, gdzie pojawiały się liczne czarne plamy. Albus uśmiechnął się.
- Świetnie. - sapnął. - Tylko jak ja sam się przetransportuję...
- Niech pan pojedzie z nami. - zaproponował Harry. Dumbledor pokręcił głową.
- Nie, nie mogę. Muszę się... teleportować. Znowu.
 Ani Harry ani Hermiona nie zdążyli zaprzeczyć. Dyrektor zniknął im z oczu w parę sekund.
- Chodź, Harry. Musimy jakoś... dojechać. - szepnęła brunetka i chwyciła chłopaka za ramię. Wszyscy przygarbieni powracali do powozów, jakby skończyło się jakieś przedstawienie. Jedynie Neville klęczał przy Hannie, a raczej przy tym co po niej pozostało. Po chwili Ginny przysunęła się do chłopaka i wraz z nim podniosła Puchonke i wnieśli do któregoś ze środków lokomocji. Harry i Hermiona postanowili jechać z nimi.
- Och, Harry, Hermiono, tu jesteście... - wysapał Ron, który dogonił ich wraz z Luną, w czasie drogi do powozu. - Coś się stało? - zapytał widząc ich przygnębione twarze.
- Hanny... nie da się już uratować. - sapnęła Hermiona patrząc na Gryfona. Ron jęknął cicho.
- Biedny Neville...

***

Sophie zgubiła swoich nowych przyjaciół i błąkała się po pobojowisku, szukając odpowiedniego powozu. Wreszcie stanęła przy jednym i postanowiła do niego wejść. Jednak, gdy zobaczyła jego "zawartość", przeklnęła się w duchu.
- O nie. - jęknęła.
- To tak się teraz wita? Ciekawie. - mruknęła kpiąco zawartość, krzyżując ręce na piersi.
- Och, przymknij się, Malfoy.
- Przymknij się? - zawartość, inaczej - Draco Malfoy, wyrzucił ręce do góry. - To nie ja tu sobie tak o, wszedłem, Winterfall! I to nie ja się na Ciebie rzuciłem.
 Blondyn wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu, a Sophie poczuła, że zrobiła się cała czerwona.
- Powiesz mi coś jeszcze?
 Dziewczyna uparcie milczała wbijając wzrok w swoje buty. Nie miała już nawet siły wstać i wyjść, poza tym powóz już ruszył.
- Oho, wygląda na to, że spędzimy razem resztę podróży... oczywiście możemy to umilić. - dodał Draco, przysuwając się bliżej czarownicy, która spojrzała na niego jak na wariata.
- Najpierw mnie ochrzaniasz, a teraz chcesz się miziać? Dobre sobie! - żachnęła się dziewczyna. Teraz Malfoy wydawał się z denka zagubiony.
- Przed chwilą w pociągu s a m a się na mnie rzuciłaś, więc nie rozumiem o co Ci chodzi, doprawdy!
- Nawet mi się to nie podobało. - skłamała. Blondyn podniósł jedną brew.
- Nie podobało Ci się całowanie mnie? M N I E?
- Właśnie tak. Nie musisz być taki najlepszy we wszystkim, wiesz? - rzuciła kpiąco Sophie. Draco poczuł, że się w nim gotuje.
- Och, ale za szybko się nie odkleiłaś. W dodatku do niczego Cię nie zmuszałem, żebyśmy zaczęli się obściskiwać na samym środku.
- Przestań cały czas się tym wybraniać! - wrzasnęła Sophie wstając. Nagły wybój na drodze, sprawił, że dziewczyna upadła na Dracona.
- O ironio! - rzucił chłopak. Szatynka już była całkowicie pewna, że jest czerwona jak pomidor.
- Przepraszam. - bąknęła i już zamierzała się podnieść, lecz kolejne wyboje, bynajmniej jej tego nie ułatwiały. - Co jest, do cholery z tą drogą?!
- Może po prostu spróbujesz przewrócić się na drugą stronę? - zaproponował drwiąco Malfoy wskazując czarnowłosemu kłębkowi nerwów, wiele miejsca obok siebie. Dziewczyna posłuchała go i burknęła jakieś kiepskie podziękowanie. Reszta drogi minęła im w ciszy, co najwyżej to w narzekaniu Dracona na jakieś głupstwa. Wreszcie, gdy już pojazd się zatrzymał, Sophie wypadła na zewnątrz.
- Nie martw się Winterfall, jeszcze nie raz się spotkamy. - syknął Draco i odszedł w stronę wielkich wrót Hogwartu. O tak, pomyślała Sophie, spotkamy się. W dodatku nie raz.

----------------------------------------------------------------------------------------
Trzeci rozdział już skończony~~
Nie wiem czy mi się podoba, chyba bez sensu wyszło parę momentów, ale co tam! - raz gumochłonowi śmierć, czyż nie?
Ach no i jeszcze jedno; miło by było jakby ktoś coś skomentował, plz ;___;
no i to chyba wszystko co ode mnie - życzę miłych wakacji, dnia czy tam nocy,
przybita yonyon ;-;-;-; 

Rozdział 2

Draco czuł dziwną satysfakcję, karząc innych, czy chociażby ich ganiąc. Oczywiście, Draco nie posiadał innych uczuć prócz nienawiści czy zwykłego, Malfoyowskiego chłodu. Przyjaźń była dla niego jednym z najbardziej komicznych słów, jakie mogłyby być. Nie mówiąc już o miłości, którą znosił równie dobrze jak mdłości. Wiedział, że Pansy czuła do niego coś więcej niż zwykłe "oddanie", ale sam nic nie mógł jej dać. Zresztą, co go obchodziła jakaś gruba, ohydna dziewczyna o twarzy spłaszczonej jak u mopsa. Co najwyżej to czuł do niej obrzydzenie. Chłopak otworzył jeden przedział wraz z ręką kogoś zupełnie innego, po drugiej stronie. Blondyn podniósł wzrok i zobaczył nieznajomą mu, na oko szesnastoletnią dziewczynę, jednak tak niską, że mogła mu sięgać najwyżej do ramienia. Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi, brązowawymi oczami okolonymi długimi, czarnymi rzęsami. Tak samo czarnymi jak jej długie loki, lekko spływające w dół do klatki piersiowej. Co dziwne, czarnowłosa miała szatę hogwartu, jednak bez krawatu w barwach swojego domu, ani jego herbu. Nagle Draco przypomniał sobie, gdy przy odjeździe, ojciec powiedział mu, że do hogwartu przyjedzie uczennica ze Stanów Zjednoczonych. Uśmiechnął się na tą myśl. Nowa osoba do gnębienia.
- Przepraszam. - bąknęła dziewczyna poprawiając jeden niesforny kosmyk włosów. Nagle Draco zapragnął poprawić jej inny niesforny loczek, ledwo się powstrzymując. Sam się tym zdziwił, jednak zrzucił to na hormony.
- Ty jesteś tą nową uczennicą? - spytał głosem ociekającym kpiną. Dziewczyna chyba jednak miała to gdzieś, bo tylko się uśmiechnęła, odsłaniając idealne, białe zęby. W kącikach jej ust chował się uśmieszek zwiastujący kłopoty.
- Tak, jestem Sophie. Sophie Winterfall, dla ścisłości.
- Wspaniale. - odparł z przekąsem chłopak. - Zamierzasz gdzieś wyjść?
- Tak, profesor McGonagall prosiła mnie, bym przyszła do jej przedziału. Nie wiem tylko, gdzie on się znajduje.
- I pewnie wydaje Ci się, że Ci to wskażę? - dziewczyna kiwnęła głową i wskazała na złotą odznakę na szacie chłopaka.
- Jesteś prefektem.
- I Ślizgonem. - dodał Draco. Sophie spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem. 
- W jakim domu się znajdujesz? - spytał kąśliwie Malfoy, krzyżując ramiona na piersi. Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Też chciałabym się tego dowiedzieć, ale nie mogę nawet wyjść. - odpowiedziała równie kąśliwie co blondyn. Draco zagwizdał z podziwem.
- No, no, kotek pokazał pazurki. - mruknął chłopak uśmiechając się tym najbardziej Malfoyowym uśmiechem. Tym, który łamał serca wszystkich dziewczyn w hogwarcie. Jednak TA, raczej nie uległa jego urokowi, gdyż zamiast się zarumienić, czy zrobić coś bardzo kobiecego... uderzyła go. Otwartą dłonią, prosto wymierzyła cios w policzek chłopaka. 
- Co do... - Malfoy usłyszał głos Harrego Pottera. 
- Nie sądziłam, że uderzę. - stwierdziła Sophie znowu swoim melodyjnym, tym razem pełnym ironii głosem. 
- Sophie, jesteś... niesamowicie boska. - stwierdził Harry, drapiąc się po głowie. Draco zaczął rozmasowywać swój policzek, patrząc wrogo na dziewczynę. 
- Pożałujesz jeszcze tego. - syknął chłopak, spluwając pod nogi szatynki i odchodząc z miejsca zdarzenia. Jeszcze pożałuje, pomyślał oddalając się od tamtego przedziału i dusząc w sobie uczucie, które krzyczało, żeby tam wrócić i zacząć znajomość od nowa. O nie, serce Dracona Malfoya pozostanie na zawsze samotne i nie wzruszone.

***

- Harry, wyjaśnię Ci wszystko potem, teraz lecę na spotkanie z panią McGonagall. - powiedziała Sophie i zaczęła biec przed siebie. Po chwili zawróciła z powrotem do osłupiałego chłopaka.
- A wiesz może gdzie znajduje się ten wagon?
 Harry roześmiał się i poprowadził dziewczynę do właściwego miejsca.

***

- Ronaldzie, to chyba już wszystkie przedziały, prawda? - spytała Hermiona, po odczarowaniu szczura jakiegoś drugoroczniaka, któremu znikąd wzięły się purpurowe łaty. Rudzielec, zbyt zmęczony, by cokolwiek powiedzieć, kiwnął głową. Dziewczyna zamknęła za nimi drzwi i zaczęli iść w kierunku "ich" przedziału. Po drodze spotkali Harrego i Sophie.
- Harry powiedział, że pokaże mi gdzie znajduje się przedział profesorski. - powiedziała zmieszana czarnowłosa. Hermiona uśmiechnęła się lekko.
- Szkoda, że nie widzieliście jak Sophie przywaliła Malfoyowi! - wyparował Harry. Ron spojrzał na nich ze zdziwieniem, Hermiona z przerażeniem.
- Jak to "przywaliła Malfoyowi"?! - krzyknęła brunetka, wyrzucając ręce w górę. Sophie zarumieniła się lekko.
- Nie wiem dokładnie o co poszło, ale był to świetny, hm... plaskacz.
- Z takim charakterkiem, wezmą Cię najpewniej do Slytherinów. - ostrzegł ze śmiechem Ron. Grangerówna wywróciła oczami.
- Do SLYTHERINU, Ronaldzie. - poprawiła go. Weasley potrząsnął głową.
- To nie moja wina, nie uczą tu angielskiego! - dziewczyna zakryła twarz dłonią, a Harry zaciochotał cicho. 
- Chodź lepiej ze mną Sophie, wolę Cię nie zostawiać w opiece tych dwóch. - powiedziała brunetka, ciągnąc lekko Sophie w stronę kolejnego wagonu. Gdy oddaliły się już nieco, Winterfall spojrzała na Hermionę.
- Co takiego zrobił ten Malfoy? - brunetka westchnęła.
- Po prostu... mamy z nim na pieńku od pierwszej klasy. Do tego jego ojciec był, lub nadal jest Śmierciożercą. Dracon chyba również. - Sophie ledwo powstrzymała parsknięcie.
- On ma na imię D r a c o n? - Hermiona kiwnęła w zamyśleniu głową. Harry już tłumaczył Sophie, że jego przyjaciółce zdarza się tak ''zastygać", ponieważ musi się "wyłączyć" od myślenia. Szły w milczeniu, aż nie zatrzymały się przed złocistymi drzwiami od kkolejnego przedziału. 
- To tu. - powiedziała gryfonka wskazując dziewczynie wejście. Sophie kiwnęła głową. Już miała zapukać, gdy nagle odezwała się dziewczyna obok.
- Poczekać tu na Ciebie? - spytała Hermiona uśmiechając się krzepiąco. Sophie pokręciła głową.
- Nie, dziękuję. Nie musisz. Wrócę sama.- oodparła czarnowłosa. Brunetka kiwnęła głową i odeszła. Sophie wzięła głęboki wdech i zapukała. Drzwi zostały od razu otwarte.
- Panna Winterfall, czekaliśmy na panią.
- Przepraszam pani McGonagall, nie mogłam znaleźć tego przedziału...
- Już nic nie mów, zdarza się. - odpowiedziała łagodnie kobieta i zaprosiła dziewczynę gestem do środka.OOprócz niej i profesor McGonagall, nie było nikogo. Pewnie zostali chwilowo wyproszeni, pomyślała szatynka. I usiadła naprzeciw McGonagall. Kobieta odwróciła się i wyjęła wyświechtaną, starą tiarę, która na pewno pamiętała lepsze czasy.
- McGonagall, ostrożnie ze mną. - fuknęło okrycie głowy, gdy nauczycielka podniosła ją z ziemii. Kobieta przewróciła oczami i bez żadnych innych ceregieli, położyła tiarę na głowie Sophie. 
- Gryffindor! - krzyknęła tiara, kiedy tylko dotknęła bujnych loków nastolatki. Minerva uśmiechnęła się pod nosem.
- Gratuluję, panno Winterfall. - powiedziała, ściągając marudzące okrycie z głowy dziewczyny. - Jako opiekunka Domu Lwa, powinnam pani dać to. - dodała sadzając tiarę na jednym z siedzeń i wyjmując z jednego kufra, naszywkę z domem i złoto-czerwony krawat. Sophie podziękowała, i już miała zamiar wstać, kiedy McGonagall dodała tylko:
- Sądzę, że jako osoba prawie dorosła, pojedzie pani tak jak reszta uczniów, nie jak pierwszoroczni. I sądzę, że pani nowi przyjaciele pokażą pani cały Hogwart. 
- Tak pani profesor, poproszę ich. Do widzenia.
- Do zobaczenia, panno Winterfall. - odparła McGonagall, odprowadzając dziewczynę do wagonu dla uczniów. Sophie zaczęła iść w stronę swojego miejsca, ale stanęła w pół kroku, słysząc znajomy jej, ironiczny głos.
- Winterfall, gdzie się wybierasz? - Malfoy stanął tuż za nią i pochylił się ku niej, sycząc jej do ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się. Całkiem przyjemne było czuć ciepły oddech blondyna na swojej szyji, jednak szybko się otrząsnęła. Zacisnęła dłonie w pięści. 
- Zamierzam wrócić do swojego przedziału, Malfoy. - dziewczyna prawie wypluła z siebie jego nazwisko.
- "Malfoy"? Nie przypominam sobie, żebym Ci się przedstawiał. - szepnął chłopak, kładąc Sophie ręce na ramionach.
- A ja nie przypominam sobie, żebyśmy się tak do siebie zbliżyli. - syknęła dziewczyna, wyrywając się Draconowi. Chłopak zdziwił się, jednak za chwilę jego twarz znowu zdobił ten sam, Malfoyowski uśmieszek.
- Wiele dziewczyn oddałoby duszę, żebym z własnej woli, choć trochę się do nich zbliżył. - blondyn skrzyżował ręce na piersi i uniósł jedną brew. O rany, jaki był wtedy przystojny z tą swoją całą nonszalanckością i rozwichrzonymi włosami. Sophie aż ręce zapiekły, tak bardzo chciała je włożyć w platynowe włosy Malfoya. Zacisnęła usta w wąska kreskę.
- Winterfall, nie musisz się z niczym kryć, widzę jak się w tobie wszystko gotuje... - Draco nie dokończył. Dziewczyna rzuciła się na niego. Resztką sił, starała się go nie pocałować, jednak na niewiele się to zdało. Co dziwne, Malfoy odwzajemnił pocałunek, oplatając ją mocno w talii. I Sophie bardzo się to podobało. Nikt nie całował tak jak ten Ślizgon; nawet żaden z jej chłopaków. Wtem do dziewczyny doszedł cichy głosik z najdalszego zakątka jej głowy. I wszystko wyparowało. Czarnowłosa szybko odskoczyła od chłopaka, który był teraz o wiele bardziej potargany i poszarpany. 
- Cholera. - mruknęła Sophie, przeczesując sobie włosy. Malfoy uśmiechnął się kpiąco.
- Winterfall, najpierw mnie bijesz, po czym rzucasz się na mnie jak dzika. Ciężki orzech do zgryzienia. - mruknął zadowolony  siebie blondyn, i gdyby nie to, że dziewczyna uciekła, pewnie skończyłoby się to tak samo. Sophie wpadła do jednego z przedziałów, który na szczęście okazał się tym właściwym. Wszyscy podnieśli wzrok na dziewczynę ze zdziwieniem. Oprócz Luny oczywiście, ona nadal wlepiała wzrok w sufit pociągu.
- Sophie, wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona i potargana... - zaczęła Hermiona. Sophie szybko potrząsnęła głową.
- Nie, nie, wszystko w porządku, tylko... wpadłam na kogoś przez przypadek,gdy szłam. Zamyśliłam się. - skłamała dziewczyna, opadając na miejsce obok Rona.
- Do jakiego domu trafiłaś? - spytała rozemocjonowana Ginny, patrząc prosto na dziewczynę.
- Do Gryffindoru. - odparła Sophie, sięgając do swojej torby, po coś do picia. 
- To świetnie! - ucieszyła się Grangerówna.
- Wypadałoby zrobić jakąś imprezkę na cześć nowej Gryfonki. - powiedziała Ginny,mrugając porozumiewawczo do Sophie.
- I pokazać jej Hogwart, oczywiście. - dodała Hermiona. Harry uśmiechnął się.
- Tylko nie mam pojęcia, gdzie mogłabym spać. - Hermiona i Ginny spojrzały po sobie.
- McGonagall pewnie coś zaradzi. U nas nie ma dostępnych miejsc. - powiedziała ostrożnie brunetka. Sophie kiwnęła głową.
- To nic. - odpowiedziała. 
- Zbliżamy się! - wrzasnął uradowany Neville, wstając.
- A więc. - zaczęła Luna, odzywając się jakoś sensowniej, chyba pierwszy raz tego dnia. - Witamy w Hogwarcie.
------------------------------
Jeśli jacykolwiek, czytelnicy tu są, chciałabym, ich przeprosić za chwilowy brak weny, który postaram się nadrobić. ;-; nie jestem zadowolona z tego rozdziału, aczkolwiek, publikuję
~~~

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział I

                                                      
    Hermiona Granger właśnie miała rozpocząć swój szósty rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nie denerwowała się tym, skądże. Bardziej się cieszyła, że wreszcie po wakacjach znów wróci do swoich ukochanych zajęć magicznych. Podczas wakacji już zabrała się za podręczniki, co nie było w jej wypadku dziwne. Czytanie i nauka były jej ulubionymi zajęciami. 
Również szczęściem, była dla niej myśl, że znów zobaczy się z innymi Gryfonami oraz dwójką swoich najlepszych przyjaciół; z Harrym i Ronem. Lub Złotym Chłopcem i Rudym Weasleyem, jak kto wolał.
 Po raz ostatni odwróciła się do rodziców, pomachała im i prędko przeszła do Peronu 9 3/4. Przymknęła oczy i usłyszała znajomy gwar, poczuła jak najzwklejsze dla czarodziejów zapachy, chociaż nie wszystkie ładne, to znajome. Gdy otworzyła oczy, ujrzała jak zwykle panujące tu zamieszanie. Uśmiechnęła się lekko na myśl, że niedługo znowu będzie w swoim prawdziwym domu. Z przyklejonym uśmiechem do twarzy, ruszyła w stronę pociągu. Już zatrzymała się przy schodkach i miała zamiar wciągnąć swój kufer, gdy nagle zupełnie inne ręce się tym zajęły. Osłupiała dziewczyna spojrzała w górę. Potter.
- Daj to Hermiono, ja to wniosę. - powiedział chłopak, wciągając jej rzeczy. Siedzący w klatce Krzywołap wydał z siebie pomruk niezadowolenia i machnął ogonem. Harry jednak zbytnio się tym nie przejął i podał Hermionie rękę, by i ona mogła wejść. Czarownica westchnęła z zadowoleniem znajdując się już na górze. Spojrzała na Harrego; zmienił się od ostatniego roku. Włosy mu trochę podrosły i ściemniały oraz zmężniał. Oczywiście nie na tyle, by przestać być Harrym. Chłopak uśmiechnął się do niej i przytulił, prawie ją przy tym zgniatając.
- Też się cieszę, że Cię widzę, Harry. - wyznała ze śmiechem brunetka i również objęła przyjaciela. Poczuła, że Harry uśmiecha się jeszcze szerzej.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Teraz będziemy się widzieć wystarczająco długo, by stwierdzić, że mamy siebie nawzajem dość. - odpowiedziała dziewczyna. Harry zaśmiał się i ją puścił.
- Chodź, znalazłem przedział. Oprócz mnie, Rona, Nevilla, Ginny i Luny jest jeszcze jedna, nowa dziewczyna. Ma na imię Sophie. Przeniosła się do Hogwartu z jakiejś szkoły da czarodziei w Chicago. Nie pamiętam dokładnie. Wiem tylko, że posiada burzę ciemnych loków i granatowe oczy. Oraz, że zawróciła już niejednej osobie w głowie. - powiedział Harry, podczas przedzierania się do wspomnianego miejsca. Hermiona ciągnęła za sobą swój bagaż i uważnie przysłuchiwała się Harremu. 
- Och, zapewne Ron nie wypełnij jeszcze swoich obowiązków Prefekta? - spytała z niesmakiem. Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mówiłem już, że Sophie zawróciła niejednej osobie w głowie. 

***

- Pansy! - zawołał ostatni chodzący do Hogwartu potomek Malfoyów. Dracon. Dziewczyna podbiegła do niego szybko z nadzieją w oczach. Blondyn uśmiechnął się pod nosem. Robiła wszystko o co ją poprosił. Czasami zastanawiał się, czy gdyby kazał skoczyć jej z Wieży Astronomicznej, czy zrobiłaby to. Trzeba kiedyś sprawdzić.
- Tak, Draco? - spytała cicho. Chłopak zmierzył ją wzrokiem. Znowu przytyła. I podcięła włosy. Wygląda o wiele gorzej, pomyślał. Skrzywił się.
- Masz może coś dla mnie do picia? Najlepiej ciepłego. - rzucił od niechcenia. Promyki nadziei zniknęły z oczu Ślizgonki, równie szybko jak się pojawiły.
- Oczywiście. Jest w naszym przedziale. - odpowiedziała dziewczyna.
- W takim razie, może byłabyś tak łaskawa i zaprowadziła mnie tam? - odpowiedział Draco ze zniecierpliwieniem. Wszyscy wokół niego byli głupcami. I nieudacznikami jak Weasley, Potter czy ta szlama Granger. Pansy drgnęła i zaczęła prowadzić Draco przez pociąg. Wreszcie zatrzymali się, prawie na końcu.
- To tu? - spytał z niesmakiem blondyn, wchodząc do przedziału. Gdzieniegdzie poprzyklejane były śmieci.
- Wcześniej siedzieli tu drugoroczniacy. - wytłumaczyła się Pansy. Draco zbeształ ją wzrokiem.
- Mogliście tu posprzątać. - odpowiedział dziewczynie patrząc znacząco na resztę osób siedzących w środku; Blaise Zabini'ego, Teodora Notta, Gregorego Goyla oraz Vincenta Crabbe'a. Blaise podniósł leniwie wzrok z jakiegoś czasopisma dla mugoli.
- Draco, kiedy mielibyśmy to zrobić? Poza tym, myślisz, że komukolwiek chciało by się to sprzątać? Proszę Cię. - dodał wracając do lektury. Malfoy poczuł, że krew się w nim gotuje. Nikt nie miał prawa go poniżać czy kwestionować jego słów. Blondyn szepnął pod nosem parę słów, ściskając w ręce różdżkę. Czar od razu podziałał. Blaise najpierw zdziwiony, potem przerażony zauważył, że jego włosy zaczynają płonąć. Reszta Ślizgonów wpadła w histeryczny rechot.
- Widzisz Zabini. - rzucił Dracon siadając naprzeciwko ciemnoskórego chłopaka, próbującego zgasić płomienie na własnej głowie. - Nie opłaca się mnie lekceważyć, prawda? - Blaise zaczął gorączkowo kiwać głową. Draco wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu i zgasił dymiącą się fryzurę Blaise'a, następnie ułożył się wygodniej opierając nogi na ławce naprzeciw własnego siedzenia. Teodor podał mu parujący napój. Draco po wypiciu paru łyków, odkrył że to grzane piwo kremowe i westchnął z rozkoszy.
Tak, jego paczka czasami potrafiła się postarać.

***
Hermiona wraz z Harrym weszli do prawie całkiem zapełnionego przedziału. Najpierw rzuciły jej się w oczy wszystkie znajome twarze; Ginny, Luna, Neville, Ron... aż wreszcie zauważyła siedzącą z boku nastolatkę. Miała delikatne rysy twarzy, bladą cerę, a jej zielonkawo-piwne oczy rzucały spojrzenia to na Rona, Lunę czy Ginny. Posiadała długie, kruczoczarne loki oraz śnieżnobiałe zęby. Pełne, ślicznie wykrojone usta, przyprawiły Hermionę o dreszcz. Jak można być tak perfekcyjnym? Gdy Sophie zaczęła się śmiać, nie był to zbyt głośny czy piskliwy śmiech. Był perlisty, melodyjny. Wreszcie nowa dziewczyna zauważyła ją i Harrego. Uśmiechnęła się, ujawniając dołeczek w policzku.
- Cześć, ty jesteś Hermiona? Miło mi, mam na imię Sophie. Sophie Winterfall, dla ścisłości. - przedstawiła się, podając Hermionie rękę i mrugając okiem do Harrego. Brunetka przyjęła ją.
- Mi również miło Cię poznać. - odpowiedziała, również się uśmiechając, po czym zaczęła wsadzać swój bagaż i klatkę z Krzywołapem do luku znajdującego się nad nimi. - A teraz mi wybacz, ale Ron i ja mamy obowiązek przejść się po przedziałach, gdyż jesteśmy p r e f e k t a m i. - dodała Hermiona posyłając mordercze spojrzenie Ronowi, który nagl bardzo zainteresował się wystającą nitką od szaty. Hermiona przewróciła oczami i brutalnie chwyciła Weasleya za łokieć.
- Au! - burknął Ron pocierając sobie rękę. Czarownica skrzyżowała ręce na piersi i wyszła z przedziału. Po chwili Ron również zniknął za drzwiami.
- Cała Hermiona. - wyznał Harry, gdy wreszcie zniknęli im z pola widzenia i usiadł koło Sophie. Dziewczyna kiwając głową, dodała:
- Jeśli trafię do Gryffindoru, będę więcej niż pewna, by z nią nie zadzierać.
__________________________________________________

Witam, witam~
Oto pierwszy rozdział mojego ff, opierającego się na pairingu "Harrymione". :D
Mam nadzieję, że się podoba i liczę na komentarze~~ c:
pozdrawiam,
yonyon~

Obserwatorzy