niedziela, 28 września 2014

Rozdział 5

Cholera, cholera, cholera, pomyślała Sophie rozglądając się nerwowo dookoła siebie. Była więcej niż pewna, że zabierała ze sobą swój kufer.
A jednak nie.
Powinna była sprawdzić, czy na pewno ma wszystko pod ręką, a nie pchać się jak dzika na Ucztę Powitalną, potrącając po drodze parę osób. Teraz starała się grzecznie wtopić w tłum reszty Gryfonów, jakby wcale nie miało miejsca zgubienie całego kufra, wraz z krukiem. Pf, drobnostka.
- ...A ty jak myślisz? Co by się podobało Dracuśowi?
 Z rozmyślań  wyrwał ją dziki chichot jakichś dwóch podopiecznych Domu Lwa. Dokładnie dwóch rozemocjonowanych dziewcząt. Sophie przewróciła oczami, jednak starała się dyskretnie przysłuchać rozmowie. Czyżby usłyszała właśnie D r a c u ś?
- Och, ja myślę, Fay, że najładniej Ci w tej fiołkowej. Draco zapieje z zachwytu!
- Myślisz, Romi? Ja jednak chyba zostanę, przy tej szmaragdowo-srebrnej, wiesz barwy Slytherinu...
- Ale, Fay! Ta fiołkowa lepiej ukaże twoje wdzięki! Tamta jest bardziej... - tu dziewczyna, która została nazwana Romi zmarszczyła lekko nos - ... rozkloszowana.
- Ale, Romildo! 
 Aha, czyli Romi jest skrótem od Romildy.
- Żadnych "ale", Fay. - oznajmiła twardo Romilda. - Albo fiołkowa, albo pójdziesz tam... tam...
- No w czym? - jęknęła blondwłosa Fay, patrząc wyczekująco na przedmówczynię. Romilda miała zacięty wyraz twarzy, a czarne kosmyki jej włosów, opadły na wzdymane policzki.
- Nago! - wykrzyczała Romilda, po czym obie zaniosły się głośnym śmiechem. Tak beztrosko. Sophie pokręciła z uśmiechem głową; widać, że jej znienawidzony Ślizgon (co tam, że poznała do jakieś cztery godziny temu) miał tłum adoratorek. I to jak widać również w Gryffindorze. Chociaż jakby spojrzeć od innej strony, to był nawet całkiem przystojny...
- Nie - jęknęła trochę głośniej niż powinna, starając się zaprzeczyć własnym myślom. W tej samej chwili idące przed nią dziewczyny, odwróciły się.
- Hej, kim jesteś? - Romilda znowu zmarszczyła nos, jak wcześniej. Fay tylko przyglądała jej się badawczo.
- Jestem Sophie, jestem tu nowa i... ach, mój kufer! - krzyknęła na nowo przypominając sobie o zgubie. Fay przekręciła głowę, przyglądając się jej dokładnie.
- Kufer?
- No tak, zostawiłam go gdzieś chyba i... cholera, nigdzie go nie ma!
 Cholera, cholera, cholera. Zbawcze słowa. Romilda nagle wybuchnęła śmiechem.
- Nasze kufry są od razu odstawiane do naszych dormitorii! Nie musisz się o niego ba..bać! - wysapała, ocierając łzę. No tak, bardzo zabawne, pomyślała szatynka, jednak na jej policzki wpłynął szkarłatny rumieniec.
- W ogóle to, chyba będziemy razem mieszkać. - dodała po chwili Romilda, już trochę poważniejąc. - Tylko u nas jest jeszcze wolne miejsce.
- No właśnie! - przytaknęła Fay, kiwając szybko głową. - Na którym roku jesteś?
- Na szóstym - odpowiedziała Sophie, patrząc swobodnie na dziewczyny. Fay oczy wyszły prawie z orbit.
- Na szóstym?! To tak jak Draco, mój chłopak. - powiedziała szybko blondynka, patrząc nagle bardzo nieufnie na nową. Była stanowczo za ładna.
- My jesteśmy na czwartym. - uzupełniła Romilda, siląc się na spokój. Wyczuła poddenerwowanie przyjaciółki; Fay starała się od dwóch lat o względy platynowowłosego Ślizgona, jednak niestety - bez skutku. Dracon zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że dziewczyna jest na czwartym roku; w dodatku Fay miała niestety trądzik, co nie dodawało jej atrakcyjności.
- Umm... to może... pomożemy Ci dostać się do wieży Gryffindoru i rozpakować? - spytała Romilda, patrząc Sophie w oczy.
- Och, tak, byłabym wdzięczna - odparła dziewczyna uśmiechając się blado. Romilda szturchnęła Fay, po czym zaprowadziły Sophie w kierunku wieży.

***

Wielka Uczta dobiegła końca. Harry zobaczył, że Hermiona znowu sprzecza się z Ronem. Zabawne, pomyślał; czemu zawsze ta dwójka się o wszystko kłóci?
Nagle pewna myśl przyszła mu do głowy: Ronowi podoba się Hermiona. Albo Ron Hermionie. Jego najlepsi przyjaciele, jakby nigdy nic stwierdzają, że się w sobie zakochują. Tak o, nagle. Harry poczuł złość. Wielką złość. Zwłaszcza na Rona. Poczuł, że w jego brzuchu nagle rośnie ogromny potwór, który z chęcią zjadłby Ronalda. Potwór ten nazywał się Zazdrość. To dlatego, że to moja najlepsza przyjaciółka i nie chcę żeby jej się coś stało, myślał.
- ... Ron nie! Nie waż mi się! - krzyknęła brunetka, wymachując dziko rękami. Twarz Rona zaś, przybrała kolor dojrzałego pomidora, przez co zmieszała się trochę z jego włosami.
- Zrobię co będę chciał, Hermiono - wycedził chłopak, zaciskając dłonie w pięści.
- Ale nie można tak! - odkrzyknęła dziewczyna, jeszcze mocniej wymachując rękami, ty razem trafiając w twarz Harry'ego i przekrzywiając mu tym okulary. - Och, Harry, przepraszam! Nie chciałam, to przez przypadek, ach... - Hermiona zauważyła jaką "szkodę" wyrządziła i odwróciła się tyłem do Weasleya, poprawiając Harry'emu okulary. - Naprawdę przepraszam - dodała ze skruchą, gładząc go po włosach. Jak przyjemnie, pomyślał Harry.
- Och, nic się nie stało Hermiono. - odparł tylko rumieniąc się lekko. Co się z nim, na Merlina dzieje?
- To wszystko wina Ronalda! - zagrzmiała dziewczyna, znowu odwracając się do Rona, który teraz już przypominał buraka.
- To moje życie! M O J E  - odkrzyknął rudowłosy, po czym odwrócił się na pięcie i skręcił w jedną z bocznych uliczek.
- Skoro tak! - zawołała za nim Hermiona, marszcząc czoło - to w sumie, nie jestem Ci już do niczego potrzebna. Nie chcę być!
- Świetnie! - usłyszeli jeszcze z tyłu.
- Świetnie! - odkrzyknęła dziewczyna. - Wspaniale!
 I pobiegła w drugą stronę. Harry zastanawiał się, czy pobiec za Hermioną i ją pocieszać, czy za Ronem i go zbić. Wybrał jednak pierwszą opcję, bo bądź co bądź, wówczas i jego przyjaźń z Ronem przetrwa, a i Hermionie pomoże. Harry pobiegł drogą, którą przed chwilą wybrała jego przyjaciółka. Omijał wiele skrytek, portretów, aż usłyszał zduszany szloch, po swojej prawej stronie. Odwrócił się w tamtą stronę i zauważył Hermionę, siedzącą na schodkach do jednego ze schowków na miotły i ukrywającej twarz w dłoniach. Płakała. Bardzo płakała.
- Hermiono? - zaczął delikatnie. Dziewczyna nie odniosła się.
- Wyjdź! - odkrzyknęła, przysuwając się bliżej ściany. Harry przez chwilę rozważał, czy się jej nie posłuchać, jednak podszedł bliżej i usiadł obok, niezgrabnie głaszcząc ją po włosach i plecach.
- Eee, Hermiono, nie płacz... - zaczął, jednak zostało mu to utrudnione, ponieważ jego twarz przysłoniła burza brązowych loków. Hermiona rozkleiła się na dobre.
- Och, Ha-harryyy... cze-czemu on t-taki jest? - wyszlochała prosto w jego koszulę. Harry siedział trochę zmieszany i zdezorientowany.
- Yyy, chodzi Ci o Rona? - spytał niepewnie. Hermiona wśród szlochów, potaknęła. - No widzisz Hermiono, Ron po prostu, się bardzo szybko denerwuje i nie zawsze zastanawia się nad tym co myśli, czy powie. I czasem też nie zdaje sobie sprawy z tego, że kogoś wówczas krzywdzi. Taki ma po prostu charakter...
-Ja-jak dooo-brze, że cho-chociaż Cie-e-bie mam - znowu wyszlochała Hermiona, ocierając za jego plecami oczy, kantem dłoni. Harry nadal ją uspokajał. Niezdarnie, ale miał nadzieję, że chociaż trochę jej to pomaga.
- Dziękuję Harry - wyznała dziewczyna, gdy się już trochę uspokoiła. Harry uśmiechnął się niepewnie i poprawił okulary. - No, bo widzisz Harry... - wzięła głęboki wdech - ja i Ron jesteśmy trochę w...
- Nerwowych stosunkach? - dodał.
- Dokładnie tak. - odparła - Ale ja... po prostu się o niego martwię! To normalne, prawda? Przyjaciele się o siebie martwią! Ale oczywiście nie - ja muszę być odstawiona na bok i tylko, gdy Ron ma problem z jakimś esejem! To chore!
 Harry potaknął.
- Ale to nie wszystko! Nie mam pojęcia czemu, on u licha, chce to zrobić Lunie!
 Harry drgnął - Co on chce zrobić Lunie?
- Och, nie usłyszałeś? Chce ją zabrać do Hogsmeade! DZISIAJ.
- Ale... po co? I co w tym złego?
- Harry! - krzyknęła dziewczyna, marszcząc nos - Nie rozumiesz? To jest ZAKAZANE.  Nie można sobie tak o, wybrać się do Hogsmeade! To nie wskazane. I też nie mam pojęcia co on chce z nią robić. Ale nie mam dobrych myśli.
- Ach - odpowiedział tylko chłopak, patrząc na wzburzoną Hermionę, wyglądająca tak, jakby Ron co najmniej powybijał połowę populacji czarodziei. No cóż, Hermiona brała do siebie trochę za dużo - i za bardzo trzymała się regulaminu. Taki jej urok.
- Harry? - spytała niepewnie - czemu tak na mnie ciągle patrzysz? Wyglądam jakoś nie tak...?
- Nie, nie, nie! - zaprzeczył szybko, potrząsając głową. Co się z nim działo? Hermiona to przyjaciółka, ba - siostra! Nie dziewczyna, czy sympatia. - Wyglądasz dobrze. Bardzo dobrze.
 Hermiona puściła tą uwagę mimo uszu i podniosła się ze schodów. Harry szybko poszedł w jej ślad.
- Chodźmy Harry, jestem potwornie zmęczona. I zdezorientowana.
 Harry potaknął i udał się razem z Hermioną do Pokoju Wspólnego. Działo się z nim coś dziwnego. Bardzo dziwnego.

------------------------------------
Mam nadzieje ze sie podobało~~
Komentarze motywuje skarby♥
yonyon



1 komentarz:

  1. Cudowny rozdział *^* gratuluję! Ron oczywiście kłóci się z Hermioną, a ona płacze... Ciekawe co Ron i Luna będą robili w Hogsmeade...
    Nooo ale się nie rozpisuję.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny! ;3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy